Wstałam,jak zwykle,równo o 9.09.Wygramoliłam się i wolnym krokiem weszłam,jak zawsze,do łazienki.Przepłukałam twarz zimną wodą.Tym razem była jednak trochę zbyt zimna,więc szybciej się przebudziłam.Spojrzałam w lustro:ta sama dziewczynka o ciemnobrązowych włosach i bladej cerze.Niby duch,ale przenika przez wszystko i jest niewidzialna tylko wtedy,kiedy chce.A na niej znów ta sama długa,nocna koszula w odcieniu rubinu.Ta rutyna zaczyna być już trochę...nudna.
Przebrałam się (a raczej nałożyłam tylko bieliznę,od reszty mam służące) i weszłam do sali tronowej.Wolnym krokiem,na swoich 10-centymetrowych szpilkach przeszłam przez czerwony dywan i usiadłam na swoim miejscu.Równo 111 lokai i pokojówek stało w równym szeregu,by mnie powitać.Każdy z przypiętą czarną różą na piersi.
-Witaj,pani!-krzyknęli gromko.
-Gdzie moje śniadanie?!
Moja wypowiedź przeleciała po sali głuchym echem.Nikt nie odważył się nawet westchnąć.
Do pomieszczenia weszła kobieta,około 30-letnia.Niosła tacę z kawą i rogalikiem z dżemem-jak zawsze w środy.Śpieszyła się bardzo,omal nie wylała kawy.Weszła prędko po schodach i podała mi tacę.Cała ociekała potem,ale chyba nie ze zmęczenia.
-Jesteś tu nowa?-spytałam.
Kiwnęła głową.
-Nic nie szkodzi,nie bój się.Tylko następnym razem masz się postarać!
Kiwnęła ponownie i zeszła na dół.
-Ona taka jest...-ktoś szepnął.
-Kto śmie mnie obgadywać!
Zjadłam i wróciłam do pokoju,by przebrać się (a raczej by mnie przebrano) w strój przygotowany na wyjście na dwór.
Zeszłam po krętych schodach (równo 111 schodków,każdy nachylony o 111 stopni) i weszłam do ogrodu pełnego róż.Wszystkie były albo czerwone,albo czarne.W sumie,obu kolorów jest tyle samo.
Usiadłam na ławkę."Nie mogę żyć w takiej rutynie,to już mnie przytłacza..."-pomyślałam.
Coś zaszumiał w drzewach.Ale to z pewnością nie był wiatr,bo w ogródku nie było nawet najmniejszego wiaterku.Wyszłam przez tylną furtkę i podeszłam do tego drzewa.Nagle ktoś z niego zeskoczył,a raczej jakaś kobieta.Miała piękne,blond włosy,świetną sylwetkę i ciekawy ubiór.Chyba się mnie przestraszyła.Strzeliła z drewnianego łuku lekką strzałą z przyczepionymi białymi piórkami (moje są czarne,a raczej mojego rodu i moich łuczników).Była wycelowana dokładnie we mnie.W ostatniej chwili stałam się niewidzialna i strzała przeleciała przeze mnie,a niewiasta przewróciła się.Chyba powinnam jej pomóc.
Chwilka,te dziwne uszy...Elf?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz